Quantcast
Channel: Pulpozaur » Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D
Viewing all articles
Browse latest Browse all 8

Agenci na fali (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D., S01E09–14)

$
0
0

Artykuł zawiera niewielkie spoilery z odcinków.

Agenci S.H.I.E.L.D. wymagają ogromnej cierpliwości i nadal pozostają produktem niszowym, skierowanym do bezkrytycznych wielbicieli świata Marvela i talentu Jossa Whedona, o którym wiadomo, że rozkręca się pomalutku i że pierwsze sezony jego seriali są z reguły spisane na straty.

Problemów jest tu co niemiara. Chociażby kłopot z tym, co powinno być oczywiste: z zawieszeniem niewiary. Konwencja nie zgadza się sama ze sobą. Raz jesteśmy w krainie gagów i błyskotliwych ripost, potem w high-endowym, mięsistym thrillerze, dramacie o epickiej głębi, pełnym krwi, potu i łez; w kolejnej chwili zanurzamy się w ferworze akcji i pogoni jak z najlepszych odcinków Scooby-Doo, a na koniec oglądamy drętwe wysiłki okrutnie zmęczonej grupy aktorów, którym kazano przez pięć minut rozmawiać, a oni nie wiedzą, czy mają być charakterystyczni jak z komiksu, czy może po ludzku prawdopodobni. Dialog brzmi więc niczym wyuczone kwestie, szkolna recytacja, a nie jak rozmowa, i choć z pozoru wszystko jest dobrze, bo Joss pisze dialogi świetne, coś zgrzyta i wypadamy z wartkiego strumienia opowieści. Czujemy dezorientację, konfuzję, niezręczność. Czujemy się awkward.

To trochę tak, jakby ekipa serialu próbowała okiełznać narowistego konia. Gdy już wskoczą na grzbiet, są królami świata i galopują z wiatrem we włosach, a widok z góry zapiera dech. Ale nie wszyscy widzowie mają ochotę zamiast zmagań bohaterów w ramach fabuły oglądać wzloty i upadki scenarzystów oraz reżyserów kolejnych odcinków. Nie wszyscy lubią się męczyć przed ekranem. Dezorientacji towarzyszy więc w moim przypadku determinacja. I wiecie co? Ona się czasami opłaca.

Fot. ABC

Fot. ABC

Kiedy? Otóż w coraz liczniejszych momentach, gdy mam ochotę zakrzyknąć: nareszcie! To, na co z tak anielską cierpliwością czekałam! O ile jeszcze odcinki 9 i 10 przemęczyłam z lekkim bólem, to Agenci od jedenastego odcinka tylko zwyżkują. Stosunek świetnego contentu do żenującego wzrasta wykładniczo. Już się nie da oglądać i równocześnie sprawdzać poczty, już można od czasu do czasu dać się porwać opowiadanej historii, wsiąknąć w świat, który przestaje wyglądać jak ubogi krewny filmowego Marvela.

Co trzeba było zrobić, żeby narzucić nowe reguły gry i przebić głową tekturową ścianę tanich dekoracji, tanich chwytów i nieskoordynowanego aktorstwa? Otóż zadziałać fabularnie tam, gdzie się dało: porwać i postawić w ryzykownej sytuacji agenta Coulsona, jedyną chyba postać na tyle po kilkunastu odcinkach wyrazistą, że serio i bez wysiłku się do niego przywiązaliśmy. Co dalej? Otóż na ratunek i w samo epicentrum akcji wysyłać osobę najmniej lubianą, do której większość z nas nie mogła się ani przekonać, ani przywiązać, czyli hakerkę i początkującą agentkę Skye. Znaną także jako pet project Coulsona.

Stajemy na głowie, tasujemy drużynę, zmuszając wszystkich do nadprogramowego wysiłku. Rehabilitujemy najsłabsze ogniwo, w przeciągu kilku następnych epizodów poprawiamy notowania Skye, wykuwamy ją w ognistych podmuchach piekielnej scenopisarskiej kuźni i hartujemy do tego stopnia, że gdy z kolei ona ociera się o śmierć, z całego serca jesteśmy po stronie dziewczyny. To działa!

Fot. ABC

Fot. ABC

I gdzieś, jakoś, niepostrzeżenie zaczyna też działać i staje się prawdopodobną i pełną napięcia relacja między Coulsonem, Melindą a Wardem, w tle oczywiście całej komplikacji ze Skye. Rozproszone dotąd interesy, pojedyncze i płaskie postacie agentów zaczynają się splatać w sensowną, trójwymiarową grupę posiadającą wspólny cel. Widzimy emocje, związki, dynamikę. A przynajmniej tych związków obiecujący zalążek. Bardzo wiarygodnie pokazana jest też osobista krucjata Coulsona, który, zadając niewygodne pytania o własną śmierć, odkrywa, jak wiele kluczowych spraw zostało przed nim ukrytych. Coulson nie chce już więcej sekretów, można powiedzieć że dostaje na nie alergii, i choć się uśmiecha, choć wydaje się spokojny, w gruncie rzeczy jest wściekły na przełożonych, którym ufał, na cały bezduszny system. Jest przerażony tym, co się z nim stało, a czego nie rozumie, i bardziej niż kiedykolwiek liczy się teraz dla niego mała, posklejana z niezbyt pasujących puzzli, rodzinka. To być może jedyna szczypta normalności, jaka mu została, granica dzieląca go od depresji i szaleństwa.

Oczywiście dostajemy też kilka elementów z kategorii awesome sauce. Pomysłów, jakie tylko Jossowi mogły przyjść do głowy. Przesłuchanie w samolocie z otwartym dachem. Skye jako Melinda May. A potem odcinek dziejący się w Hogwarcie, okazja, by Simmons i Fitz mogli nareszcie zabłysnąć. Twist z Chłopcem, Który Przeżył. Gościnna wizyta komiksowego guru.

Fot. ABC

Fot. ABC

I wreszcie Skye jako Śnieżka w komorze hiperbarycznej, na krawędzi śmierci. Czy tylko mi jednej przypomniała się Briar Rose, być może najpiękniejszy odcinek Dollhouse, osnuty na baśniowych motywach?

Tak, zdaję sobie sprawę, że moje uwielbienie dla Jossa sięga daleko poza granice rozsądku. Oglądam serial dalej w nadziei, że będzie tylko lepiej i lepiej. Lubię to w sobie ;)

 

Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.
S01E09–14., emisja: 26.11.2013–04.03.2014


Viewing all articles
Browse latest Browse all 8